Jeden z ostatnich filmow Greenawaya, jakich wczesniej nie mialem jeszcze przyjemnosci ogladac. Niestety znacznie slabszy niz np. "Wiliczanka"czy "Darwin".
Slynny amerykanski architekt przyjezdza na wystawe do Rzymu. Wraz z przyjazdem cale jego dotychczasowe zycie sie wali...
Do tego popada w obsesje dotyczaca swojego brzucha.
Prowokujace, jak zwykle u tego rezysera pelne symboli, ze zdjeciami najwyzszej klasy.
Ale niestety troche nuzace, o pesymistycznej wymowie.
A przed seansem odbylo sie spotkanie z psychologiem, ktory opowiadal o samobojstwach...