na openerze. to niezywkle niesamowite wydarzenie (głupek z Kielc siedzi sobie kilka metrów przed facetem, ktorego wymienia sie wsrod najwybitniejszych i ktory jezdzi sobie do Cannes) w natłoku innych zdarzen openerowych bylo jednak po prostu kolejnym wydarzeniem ;p Ale musze powiedziec, ze w casie jak PG puszczał nam te swoje psychodeliczne do setnej potęgi obrazy to raz po raz odwracałem sie i patrzyłem sobie tak na niego myślac "o, kurwa! tam stoi Peter Greenaway!". A kiedy sie juz skonczylo to smialismy sie bo zanim zniknął to robił pozy jak papież, tak smiesznie ludzi pozdrawial. tak czy inaczej niezapomniane przezycie.
no ale tego sie nie dało ogladac bo CI ludzie zachowywali sie jak bydle. wstawali, gadali, przeszkadzali. w połowie zrezygnowałam bo sie tylko wkurzałam. ale i tak mi sie podobało :)